Forum Forum dla osób które pragną świętości Strona Główna Forum dla osób które pragną świętości
Jeżeli chcesz żyć pięknie powierzając Bogu całe swoje życie to moje forum może Ci pomóc
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

US Saints

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum dla osób które pragną świętości Strona Główna -> Żywoty Świętych
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
michal
Administrator



Dołączył: 21 Paź 2006
Posty: 166
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Jelenia Góra

PostWysłany: Pon 20:16, 20 Lis 2006    Temat postu: US Saints

Stany Zjednoczone sa największym mocarstwem świata. Przodują w gospodarce, sporcie, kulturze. Nie specjalnie ten kraj kojarzy się jednak z osobami nie przeciętnymi duchowo. Tematem godnym uwagi, jest zatem życie osób uznanych za świętych w USA.




Najsłynniejszą amerykanską świętą jest św. Elisabeth Seton (z NYC)
(tekst z portalu [link widoczny dla zalogowanych])
Było to około 1780 roku. Któregoś dnia pewna protestantka otworzyła Biblię, by zaznajomić swą małą pasierbicę z psalmem 23: „Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego…”… I choć przygnieciona wieloma troskami kobieta nie potrafiła nawiązać bliskiego kontaktu z dziewczynką, ten moment okazał się wyjątkowo ważny dla życia młodej osoby.
Charlotte Bayley – bo tak nazywała się owa kobieta – byłaby zadziwiona, dowiadując się, jak wielką miłość do słowa Bożego zaszczepiła w sześcioletniej Elżbiecie. Psalm spodobał się dziewczynce od razu i pozostał jej ulubionym tekstem aż do końca życia.
To właśnie z tej małej dziewczynki wyrosła św. Elżbieta Anna Seton, pierwsza kanonizowana święta katolicka rodem ze Stanów Zjednoczonych, a Psalm 23 okazał się proroczą wizją jej życia. Elżbieta rzeczywiście przeszła przez „ciemną dolinę”, a podróż ta doprowadziła ją do „stołu” Pańskiego (Ps 23,4.5).

Sama na świecie

Narodziny Elżbiety zbiegły się w czasie z narodzinami narodu, przyszła bowiem na świat w Nowym Jorku w 1774 roku, zaledwie dwa lata przed ogłoszeniem Deklaracji Niepodległości. W wieku trzech lat straciła matkę, a w kolejnym roku – cztery miesiące po tym, jak jej ojciec ożenił się ponownie – swoją młodszą siostrę. Ich strata napełniła dziewczynkę bolesną tęsknotą. Gdy ciało jej siostrzyczki spoczywało w trumnie, dziecko siedziało na progu patrząc w chmury i myśląc: „Kitty poszła do nieba. Ja także chciałabym tam pójść i być razem z mamą”.

Samotności Elżbiety nie rozproszyła obecność macochy, która wprawdzie troskliwie zajęła się nią i starszą siostrą, jednak wkrótce pochłonęło ją rodzenie i wychowywanie własnych dzieci, których
w kolejnych ośmiu latach przyszło na świat sześcioro. Także ojciec nie był w stanie zapełnić pustki. Chociaż Ryszard Bayley troszczył się o rodzinę, to jednak jego pierwszą miłością była medycyna. Będąc zdolnym i oddanym lekarzem, pracował do późnych godzin, wyjeżdżając od czasu do czasu za granicę na różne konferencje. Jako odpowiedzialny za służbę zdrowia w Nowym Jorku, zajmował się także wieloma imigrantami przybywającymi do miasta. Tę stałą nieobecność w domu rodzinnym miał przypłacić rozpadem swego małżeństwa.

Ze względu na rosnące obowiązki, z którymi borykała się Charlotte, Elżbieta wraz z siostrą zostały odesłane do krewnych ojca. Napięcia rodzinne narastały. W dzienniku kilkunastoletniej Elżbiety znajdujemy wzmianki o „nieporozumieniach rodzinnych” i wrogości. Jeden tajemniczy zapis zdaje się sugerować, że czując się nieszczęśliwa i niepotrzebna, myślała nawet o odebraniu sobie życia.

„Kochane Pismo”

Ponieważ jej kontakty z własnym ojcem były tak rzadkie, Elżbieta zwróciła się do Boga. Pewnego dnia, gdy miała lat czternaście, przeżyła głębokie doświadczenie Bożej miłości: „Myślałam wtedy, że mojemu ojcu zupełnie na mnie nie zależy. Cóż, Bóg był moim Ojcem, moim wszystkim. Modliłam się, śpiewałam hymny, płakałam i śmiałam się, widząc, że On może mnie wynieść ponad wszelki smutek”.

Elżbieta kontynuowała ten dialog z Bogiem, wyznaczając sobie określony czas na spotkanie z Nim w Piśmie świętym. Biblia stała się jej nieodłączną towarzyszką – jej kotwicą, pociechą i światłem na drodze. Czytała wciąż na nowo wszystkie po kolei księgi; biblijne postacie, historie i język stały się wkrótce jej bliskimi przyjaciółmi. Studiowała „kochane Pismo”, a także przepisywała do notesów fragmenty komentarzy biblijnych. Modlitwy zawarte w Biblii stały się jej osobistą modlitwą.

Jak wskazują dwa zachowane po niej egzemplarze Biblii, Elżbieta czytała z piórem w ręku. Podkreślała fragmenty tekstu, stawiała wykrzykniki i robiła notatki na marginesach, a także… mnóstwo kleksów. Lektura i rozważanie Pisma świętego były dla niej ewidentnie ożywioną rozmową z Bogiem. To właśnie tu spotykała „swego Ojca i swego Boga, który pocieszającym głosem swego słowa umacniał jej duszę w nadziei”.

Nawyk codziennej modlitwy i lektury Pisma świętego przetrwał w życiu Elżbiety także po zawarciu w 1794 roku małżeństwa z Wilhelmem Setonem. Pochodził on z majętnej rodziny nowojorskiej, prowadzącej dobrze prosperujące przedsiębiorstwo usług żeglugowych. Był to szczęśliwy czas miłości, nowego życia i pomyślności. Małżeństwo wkrótce doczekało się potomstwa – trzech córek i dwóch synów. Mieli piękny dom, utrzymywali stosunki z Rooseveltami i Vanderbiltami, tańczyli nawet na balu wydanym dla uczczenia Jerzego Waszyngtona.

Elżbieta zaznajomiła z Biblią swoje dzieci, a nawet zdołała zarazić swym entuzjazmem Wilhelma, który nie był zbyt religijny. Jej miłość do Boga i Jego słowa wzrastała pod kierunkiem Johna Henry’ego Hobarta, pastora Kościoła episkopalnego, w którego kazaniach odnajdywała „przedsmak nieba”. Kiedy także i Wilhelm, słuchając interpretacji Ewangelii w wykonaniu tego kaznodziei, zdecydował się uczęszczać do kościoła, Elżbieta nie posiadała się z radości.

W ciemnej dolinie

Wspólna wiara w Chrystusa wkrótce stała się dla Setonów bardzo potrzebnym oparciem. W 1798 roku, po śmierci ojca, na barki Wilhelma spadła odpowiedzialność za siedmioro młodszego rodzeństwa oraz przeżywające kryzys rodzinne przedsiębiorstwo. Ostateczny krach finansowy nastąpił w 1800 roku, kiedy to firma ogłosiła bankructwo, a Setonowie stracili swój dom. Co gorsza, Wilhelm zaczął podupadać na zdrowiu.

W nadziei, że zdrowszy klimat odsunie od niego widmo gruźlicy, małżonkowie umieścili czwórkę dzieci u krewnych i wraz z ośmioletnią Anną Marią pożeglowali do Włoch. Celem ich podróży było portowe miasto Livorno, gdzie mieszkali przyjaciele i partnerzy Wilhelma, Filippo i Antonio Filicchi.

Ponieważ jednak w Nowym Jorku odnotowano właśnie przypadki żółtej febry, po przybiciu do portu Setonowie musieli przejść kwarantannę. Opłakane warunki, w jakich ich umieszczono – ponury, pełen przeciągów budynek o wilgotnych ścianach i zimnej, ceglanej podłodze – przyśpieszyły jedynie śmierć Wilhelma. W swoim smutku Elżbieta czerpała siłę z Biblii oraz zabranych ze sobą komentarzy. W bardzo naturalny sposób, bez popadania w niezdrową dewocję, nadała temu przymusowemu odosobnieniu klimat spokojnych i pogodnych trzydziestodniowych rekolekcji.

19 listopada 1803 – dziesiąta wieczorem: „Mój Wilhelm i Anna śpią twardo na rozpostartych na zimnej podłodze materacach przyniesionych ze statku… Od wiatru, płaczu i zmęczenia oczy pieką mnie tak bardzo, że muszę je zamknąć i wznieść moje serce… Bóg jest z nami, a jeśli cierpienie się wzmaga, to tym bardziej wzmagają się Jego pociechy… Co mamy powiedzieć? To jest godzina próby. Pan nas w niej podtrzymuje i umacnia”.

29 listopada: „Po śniadaniu przeczytałam mojemu Wilhelmowi nasze psalmy i 35 rozdział Izajasza z taką przyjemnością, że rozradowało to nas wszystkich… Śpiewałam hymny, czytałam obietnice biblijne Wilhelmowi, trzęsącemu się w pościeli, czując, że Bóg jest z nami i że On jest naszym wszystkim. Gorączka rośnie, całe posłanie porusza się od jego oddechu – mój Boże, mój Ojcze!”.

1 grudnia: „Często słysząc jak z całej duszy powtarzam psalmy mówiące o triumfie w Bogu i czytam wyznania św. Pawła o jego wierze w Chrystusa, Wilhelm nabiera otuchy do tego stopnia, że utożsamia się z tymi słowami, a wszystkie nasze smutki zamieniają się w radość”.

Pomimo smutku Elżbieta zaliczała ten miesiąc intensywnej modlitwy i lektury Biblii do „najcenniejszych godzin mojego życia”. Był on z pewnością czasem głębokiej przemiany wewnętrznej dla Wilhelma, którego wiara i umiłowanie Pisma świętego doszły do szczytu. Na kilka dni przed jego śmiercią, która nastąpiła 27 grudnia 1803 roku, Elżbieta napisała: „Bardzo często powtarza, że niezależnie od tego, czy będzie żył, czy umrze, ten okres swego życia będzie zawsze uważał za błogosławiony, za jedyny, którego nie zmarnował”.

Wyzwanie i nadzieja

Oczekując na powrót do Ameryki, Elżbieta z Anną Marią spędziły kilka miesięcy w gościnie u rodziny Filicchich – pobożnych katolików. Osamotniona wdowa znajdowała pociechę w odwiedzaniu wraz z nimi różnych kościołów i uczestnictwie w nabożeństwach. Pewnego dnia podczas Mszy świętej Elżbieta dowiedziała się, że katolicy wierzą w rzeczywistą obecność Chrystusa na ołtarzu. Była to dla niej tak nieoczekiwana i przedziwna nowina, że ukryła twarz w dłoniach i zapłakała.

Jako gorliwa członkini Kościoła epis­kopalnego, Elżbieta zawsze przejawiała głęboką cześć dla symboliki chleba i wina. Z utęsknieniem oczekiwała kolejnych „niedziel sakramentalnych” w swoim kościele, kiedy rozdawano wiernym chleb i wino jako pamiątkę śmierci Chrystusa i zadatek życia wiecznego. Choć nie była jeszcze gotowa uwierzyć w rzeczywistą Obecność, już sama myśl o tym poruszyła ją do głębi.

„Jakie byłybyśmy szczęśliwe, wierząc w to, w co wierzą te poczciwe dusze – pisała do swojej szwagierki – że posiadają Boga w sakramencie oraz że On przebywa w ich kościołach i daje się do nich zanosić, kiedy są chorzy!”. A zwracając się do Boga, mówiła: „Jaka byłabym szczęśliwa, gdybym mogła znajdować Cię w kościele tak jak oni. Jak wiele rzeczy miałabym Ci do powiedzenia o smutkach mego serca i grzechach mego życia!”.

Elżbieta stopniowo coraz bardziej przekonywała się do Kościoła katolickiego. Gdy jednak po powrocie do Nowego Jorku zaczęła się zastanawiać nad ewentualną zmianą wyznania, odniosła wrażenie, że odsuwa ją to od tak przez nią umiłowanej Biblii. W poszukiwaniu światła przeczytała „Wykład doktryny katolickiej”, przygoto­wany dla niej przez Antonia Filicchi, wraz z odnośnikami do Pisma świętego. Studiowała również długą na siedemdziesiąt pięć stron odpowiedź pastora Hobarta.

„Ze względu na Twoje słowo”

Pełna wewnętrznego zamętu, Elżbieta stwierdziła, że Pismo święte nie jest już dla niej rozkoszą, lecz źródłem udręki. „Każda strona, na która pada mój wzrok, wprowadza zamieszanie w moją biedną duszę, padam więc na kolana i zalana łzami wołam do Boga, aby On sam mnie pouczył”. Mogła odmawiać co najwyżej psalmy pokutne i psalm 119.

W końcu postanowiła wziąć Jezusa za słowo. Nie bez humoru wyobrażała sobie, jak staje wraz z dziećmi przed Jego obliczem w dzień sądu i tłumaczy, że jej decyzja przejścia na katolicyzm była odpowiedzią na Jego zapewnienie, że pozostanie na zawsze z Kościołem, który założył (Mt 28,20). „A jeśli powie: «wy, głupcy, nie o to mi chodziło», odpowiemy Mu: «To Twoje słowo wprowadziło nas w błąd. Dlatego prosimy, przebacz biednym głupcom ze względu na Twoje słowo»”.

Przyjmując swą pierwszą Komunię świętą 25 marca 1805 roku, Elżbieta nie czuła się już rozdarta pomiędzy Pismem świętym a Kościołem. Powitała Jezusa w swym sercu radosnym wersetem psalmu 68: „Bóg wstaje, a rozpraszają się jego wrogowie”. Był to „triumf radości i szczęścia z przybycia Wybawiciela”.

Z okazji przyjęcia Elżbiety do Kościoła katolickiego Antonio podarował jej najbardziej stosowny z możliwych prezentów - katolickie wydanie Biblii.

Dwa stoły, jedna uczta

Elżbieta Seton przeszła w życiu jeszcze wiele „ciemnych dolin”, stając się wreszcie wychowawczynią i założycielką wspólnoty zakonnej. Cała jej działalność wypływała z więzi z Panem, podtrzymywanej obecnie zarówno przez słowo Boże, jak i przez Eucharystię. Umarła z Biblią w ręku, 4 stycznia 1821 roku, po pobożnym przyjęciu ostatniej w życiu Komunii świętej.

Przyglądając się życiu Elżbiety, możemy zauważyć, że układa się ono w strukturę Mszy świętej – liturgia słowa, a następnie liturgia eucharystyczna. Jak naucza Katechizm Kościoła Katolickiego: „Zastawiony dla nas stół eucharystyczny jest równocześnie stołem słowa Bożego i Ciała Pana” (KKK, 1346). Elżbieta odkryła najpierw pierwszy, a następnie drugi z nich. Jej umiłowanie obu jest dla nas zachętą do rozsmakowania się zarówno w słowie Bożym, jak i w Chlebie życia.




Następnie warto przypatrzyć sie redemporyście czeskiego pochodzenia. Św. Janowi Neumannowi. tekst pochodzi ze strony [link widoczny dla zalogowanych]
Urodził on się 28 marca 1811 roku, w Prachatyczach, Bohemia, jako syn Filipa Neumann i Inés Lebis. Uczęszczał do szkoły w Budziejowicach i wstąpił do tamtejszego seminarium w roku 1831.
Dwa lata później przenosi się na uniwersytet Karola Ferdynanda w Pradze, gdzie studiuje Teologię.
Święcenia kapłańskie powinien otrzymać w roku 1835, ale biskup zadecydował, że nie będzie udzielał święceń. Dzisiaj trudno sobie wyobrazić coś podobnego, ale wtedy w Bohemii było bardzo dużo kapłanów. Jan pisze więc do wszystkich biskupów Europy, ale wszędzie sytuacja jest podobna. Nikt nie potrzebuje nowych kapłanów. Jan jest nadal przekonany, że ma powołanie kapłańskie, chociaż wszystkie bramy zostają przed nim zamknięte.
Nie daje jednak za wygraną. Nauczył się języka angielskiego, gdy pracował w fabryce z robotnikami mówiącymi po angielsku. Pisze więc do biskupów w Ameryce Północnej. I wreszcie biskup Nowego Jorku zgodził się go wyświęcić. Aby móc zrealizować Boże powołanie do kapłaństwa, Jan musi opuścić na zawsze swoją ojczyznę i udać się za Atlantyk do nowego i trudnego kraju.
W Nowym Jorku Jan przyłącza się do grupy 36 kapłanów obsługujących diecezję liczącą 200.000 katolików. Jego parafia w zachodniej części Stanu Nowy Jork rozciąga się od jeziora Ontario aż po Pennsylvanię. Jego kościół nie posiada ani dzwonnicy, ani posadzki, ale nie ma to większego znaczenia, ponieważ Jan prawie zawsze jest w drodze i ciągle przemieszcza się z jednej wioski do drugiej, chodząc nawet po górach, aby odwiedzić chorych. Zatrzymuje się na poddaszach domów i w gospodach, i nawet tam podejmuje próby katechizacji. Mszę św. sprawuje na kuchennych stołach.
Wykonuje olbrzymią pracę, a jego parafia jest odosobniona. Jan czuje pragnienie przynależenia do jakiejś wspólnoty i wstępuje do Redemptorystów, Zgromadzenia kapłanów i braci pracujących dla ubogich i najbardziej opuszczonych.
Jest pierwszym kapłanem, który wstąpił do Zgromadzenia w Ameryce. Śluby zakonne składa Baltimore w roku 1842.
Od samego początku jego zakonni współbracia bardzo go cenią za jego świętość, zapał apostolski i miły sposób bycia. Znajomość 6 współczesnych języków sprawia, że jest w sposób szczególny przygotowany do pracy w wielojęzycznej społeczności amerykańskiej XIX wieku.
Pracuje w Baltimore i w Pitzburgu. W roku 1847 zostaje mianowany wizytatorem, czyli wyższym przełożonym Redemptorystów w Stanach Zjednoczonych.
Ojciec Frederic von Held, przełożony Prowincji Belgijskiej, do której należały domy w Północnej Ameryce, mówi o nim: „Jest wielkim człowiekiem, w którym pobożność łączy się z mocą i roztropnością”. Trzeba mieć wiele z tych cech, aby przez dwa lata sprawować urząd przełożonego, ponieważ fundacja w Północnej Ameryce przechodzi bardzo trudny okres dostosowawczy.
Kiedy przejmuje po nim urząd ojciec Bernard Hafkenscheid, Redemptoryści w Stanach Zjednoczonych są już lepiej przygotowani, by stać się niezależną Prowincją, co nastąpiło w roku 1850.
Ojciec Neumann został mianowany biskupem Filadelfii i konsekrowano go w Baltimore 28 marca 1852 roku. Diecezja jego jest olbrzymia i przechodzi okres żywego rozwoju.
Pierwszą rzeczą, której dokonał jako biskup, było zorganizowanie diecezjalnej sieci szkół katolickich. Był twórcą katolickiej formacji w swoim kraju, powiększył do stu w swojej diecezji liczbę szkół katolickich.
Założył zgromadzenie zakonne Sióstr Trzeciego Zakonu Świętego Franciszka do prowadzenia nauczania w szkołach.
Spośród ponad 80 kościołów, wzniesionych w czasie pełnienia posługi biskupiej, należy przede wszystkim wymienić katedrę Świętych Apostołów Piotra i Pawła.
Święty Jan Neumann był niskiego wzrostu i nigdy nie cieszył się dobrym zdrowiem. A jednak w czasie swego krótkiego życia zdołał wiele dokonać. Pomimo tak wielu form zaangażowania duszpasterskiego, znajdował czas nawet na zajmowanie się działalnością pisarską.
Oprócz licznych artykułów jakie pisał do katolickich czasopism, opublikował także dwa katechizmy, a w roku 1849 - historię Biblii do użytku szkolnego
Do samego końca pozostawał aktywny.
5 stycznia 1860 roku, w wieku 48 lat, zakończył życie na jednej z ulic swego miasta biskupiego, zanim zdołano mu udzielić ostatnich Sakramentów. Beatyfikował go Papież Paweł VI 13 października 1963 roku, on też kanonizował go 27 czerwca roku 1977.




Św.Izaak Jogues (pochodzi z [link widoczny dla zalogowanych])
Urodził się w Orleanie we Francji, jako jedno z dziewięciorga dzieci zamożnej rodziny kupieckiej. Już w wieku 10 lat trafił do zakonnej szkoły jezuitów. Był dobrym uczniem, ale już wówczas odnotowano jego „nadmierną” skłonność do pobożności. W okresie nowicjatu młodego, siedemnastoletniego zakonnika jego przełożeni musieli już ostrzegać go przed nadmiernie dosłowną interpretacją reguł zakonnych.
Jogues marzył o misjonarstwie. W 1636 roku skierowany zostaje do pracy misyjnej w Kanadzie. W Europie barok wówczas był w okresie szczytowego rozkwitu, w Paryżu wystawiano sztuki Pierre Corneille'a, we Flandrii malowali Rubens i Rembrandt, w Hiszpanii podziwiano obrazy Velasqueza. A na terenie dzisiejszej Kanady znaleźć można było tyko olbrzymią przestrzeń całkowicie dzikiego i wrogiego Europejczykom kraju. Tylko na jego skrawkach pierwsze osady założyli kolonizatorzy króla Ludwika XIII i jego kanclerza Richelieu. Cywilizacja europejska na ziemiach, które dzisiaj noszą nazwę Kanady, ograniczała się do maleńkich kropek na mapie - Trois Rivieres i Quebec.
Nad całą resztą niepodzielnie panowali Algonkinowie, Montagnais i Huronowie. Na południe od ich ziem rosła zaś w siłę konfederacja najbliższych pobratymców Huronów (a zarazem ich śmiertelnych wrogów) - Irokezów.
Nowo przybyły misjonarz nie zamierzał pozostać w Quebeku. Wybłagał zezwolenie na kontynuowanie misji na ziemi Huronów i podążył nad jezioro Simcoe. Po miesięcznej podróży dotarł na półwysep Penetanguishene krańcowo wyczerpany warunkami transportu w indiańskim canoe, ale pełen entuzjazmu.
Nawet ostrzeżenia przełożonego misji, ojca Brebeuf nie osłabiły entuzjazmu Isaaca Jogues dla pracy misyjnej. Cierpienia, jakim poddawali się zakonnicy, niebezpieczeństwo, jakie im nieustannie groziło i przymusowe krańcowe ubóstwo placówki tylko wzmocniły przekonanie Joguesa, że oto trafił tam, gdzie najwięcej może uczynić dla chwały boskiej.
Gdy podjął swą misję, ze zdumieniem stwierdził, że Huroni z bardzo ograniczonym entuzjazmem tolerują obecność misjonarzy w ich osadzie. Najważniejszą sprawą dla każdego misjonarza było ochrzczenie jak największej liczby niewiernych „barbarzyńców”. Tymczasem, Huronowie z uporem unikali obrzędu chrztu, jakby nie rozumiejąc euforii, jaką daje perspektywa osiągnięcia Niebios i cierpień, jakie czekają ich w Piekle. „Co nam po niebie” - twierdzili uparci Huronowie - „skoro nie ma tam pól i lasów, nie ma kukurydzy i ryb w rzekach, nie można polować ani wziąć sobie nowej żony?”
Wzorem innych francuskich misjonarzy, Isaac Jogues szybko nauczył się języka swych gospodarzy, ale daleko było mu do porozumienia się z nimi. Z uporem wraz z towarzyszami wędrował od jednej osady Huronów do drugiej, brnąc w śniegu po pas, usiłując przekonać Indian do swych koncepcji religijnych. Z niewielkim skutkiem, ale pełen entuzjazmu i euforii z każdego najskromniejszego chociaż sukcesu. W lipcu 1637 roku pisze do matki, że udało mu się ochrzcić 240 Huronów.
„Czyż można wykonać w życiu lepszą pracę, dokonać większego dzieła?”
Nie przeszkadzało mu, że olbrzymia większość „nawróconych” to Indianie na łożu śmierci, którzy w niewielkim stopniu zdawali sobie w ogóle świadomość z tego, co nad nimi czyniono. Huronowie (całkiem słusznie, jak się miało okazać) byli przekonani, że francuscy misjonarze jako swój główny cel postawili sobie zniszczenie rodzimej kultury i wiary Indian.
Pod koniec lata 1637 roku coraz częściej wśród Huronów znad jeziora Simcoe odzywały się głosy żądające egzekucji zakonników. Rada plemienia orzekła nawet, że wszelkim nieszczęściom, jakie niedawno spady na Huronów, winna jest obecność „czarnych sukni”. Misjonarze przygotowali się na śmierć.
Uratowała ich nieposkromioną żądza Huronów na wyroby europejskiego rzemiosła. Indianie obawiali się, że wraz ze śmiercią misjonarzy skończy się lukratywny handel z Nową Francją. Nad brzegami dzisiejszej zatoki Georgian Bay zaczęła więc powstawać bardziej stała misja - Sainte Marie.
Mimo niewielkich - w dzisiejszym zrozumieniu - sukcesów liczonych liczbą nowych wiernych, misjonarze uważali swą pracę za uwieńczoną powodzeniem. Miarą tego sukcesu było dla nich bowiem ich własne cierpienie - im większe, tym większa zasługa w oczach Stwórcy.
Dla ojca Jogues sprawy toczyły się „zbyt gładko”. Misja rozwijała się, po przejściu kolejnej epidemii Huronowie spojrzeli na misjonarzy łaskawszym okiem. Współczynnik cierpienia i poświęcenia spadał. Jego modlitwy znalazły jednak odpowiedź - został pojmany przez wrogich Huronom Irokezów i całymi tygodniami torturowany. W liście napisanym później dziękował za to Bogu.
Isaac Jogues spędził w niewoli Irokezów i Mohawków ponad dwa lata - nieustannie torturowany i męczony, nieustannie w obliczu śmierci. Wreszcie wykupili go osadnicy holenderscy. Z Nowego Amsterdamu wraca do Europy, która wita go z największymi honorami.
W rok później Jogues jest już znowu w Quebeku, gdzie dowiaduje się, że Irokezi całą siłą ruszyli na Huronów. Isaac Jogues, jakby w poszukiwaniu śmierci, postanawia wrócić na ziemie tych, którzy tak go przez dwa lata męczyli i zostać misjonarzem Irokezów. We wrześniu 1646 roku rusza na ziemie Mohawków.
Tam jednak obwiniono go o zarazę, która zniszczyła jesienne plony. Młody wojownik Mohawków na własną odpowiedzialność jednym ciosem tomahawka zakończył życie misjonarza. Los odmówił ojcu Isaacowi Jogues przeciągających się tortur i męczeńskiej śmierci, do jakiej całe swe życie francuski jezuita dążył.










Św.Rene Goupil (z [link widoczny dla zalogowanych])
Święty Rene Goupil urodził się w 1608 roku w Anjou we Francji. Od dziecka odczuwał powołanie, rozpoczął nawet nauki w seminarium, ale słabe zdrowie nie pozwoliło mu go ukończyć. Przeniósł się więc na studia medyczne. W 1638 roku Rene postanowił popłynąć do Kanady, mając nadzieję, że tam uda mu się spożytkować swą wiedzę dla dobra Kościoła. Jezuici przyjęli go w swej misji u Huronów. Początkowo powierzali mu tylko mało ważne funkcje, ale z czasem zatrudnili go jako lekarza w szpitalu w Quebek. W 1642 roku Rene oraz jeszcze jeden Francuz, Guilaume Coutere, wybrani zostali, by towarzyszyć ojcu Izaakowi Joguesowi w jego kolejnej misji. Niestety, po kilku tygodniach wszystkich trzech schwytali Irokezi, toczący wojnę z Huronami. Straszliwie ich pobili i powlekli na południe. Ósmego dnia tej tragicznej wędrówki ich konwój dołączył do pozostałych irokeskich oddziałów nad jeziorem Champlein. Tu jeńców poddano kolejnym torturom, każąc im przebiec wśród szpaleru wojowników, którzy bili ich dzidami. Po kolejnych pięciu dniach dotarli do celu – do wioski nad rzeką Mohawk (w pobliżu dzisiejszego Nowego Jorku), gdzie Irokezi żyli od wieków. W wiosce jeńców oddano do zabawy dzieciom, które kopały misjonarzy, opluwały i poniewierały. Ktoś ze starszyzny dostrzegł, jak Rene czyni znak krzyża nad głowami swych małych prześladowców. Bojąc się najwyraźniej, że to jakaś czarna magia – podczas gdy to był znak przebaczenia – kazał natychmiast zawlec misjonarza do lasu i tam zabić. Śmiertelnie pobity Rene zanim umarł, zdołał jeszcze przyjąć ostatnie namaszczenie od ojca Izaaka.





Nadszedł czas by przedstawić św. Katharine Drexel. Misjonarka Indian i Afroamerykanów przyszła na świat w Filadelfii (Stany Zjednoczone) 26 listopada 1858 r. jako druga córka Franciszka Antoniego Drexela i Hannah Langstroth. Dwa miesiące później zmarła jej matka, a ojciec po upływie dwóch lat ożenił się z Emmą Bouvier, która otoczyła pasierbicę macierzyńską miłością. Ojciec Katarzyny był bankierem i znanym filantropem. Rodzice uczyli córki, na czym polega prawdziwa wartość bogactwa, i wpajali im przekonanie, że należy je dzielić z innymi ludźmi.
Gdy rodzina udała się w podróż na zachodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych, Katarzyna zetknęła się po raz pierwszy z Indianami. Ogromne wrażenie wywarło na niej ich ubóstwo oraz uwłaczające ludzkiej godności warunki, w jakich zmuszeni byli żyć. Zapragnęła wówczas zrobić coś, by zmienić ich sytuację, i to pragnienie zaważyło na całym jej póżniejszym życiu. Poświęciła wszystkie swoje siły oraz środki finansowe na wspieranie misji i misjonarzy w swojej ojczyźnie. Pierwszym dziełem przez nią założonym była szkoła św. Katarzyny w Santa Fé (Nowy Meksyk) dla Indian.
Po kilku latach udała się do Rzymu i podczas audiencji poprosiła papieża Leona XIII o przysłanie misjonarzy do jednej z placówek, którą wspierała materialnie. W odpowiedzi papież zasugerował jej, by sama została misjonarką. Po rozważeniu tej rady razem ze swoim kierownikiem duchowym bpem Jamesem O'Connorem postanowiła poświęcić się całkowicie służbie Bogu i założyć zgromadzenie zakonne. 12 lutego 1891 r. złożyła pierwsze śluby zakonne, dając początek Zgromadzeniu Sióstr Najświętszego Sakramentu, które poświęciło się głoszeniu Ewangelii posród Indian i Afroamerykanów.
Katarzyna była kobietą modlitwy. Z niej i z Eucharystii czerpała inspirację do działania na rzecz ubogich i pokrzywdzonych, a także do apostolstwa w szpitalach i więzieniach. Walczyła z uprzedzeniami rasowymi i rozpowszechnioną wówczas w Ameryce dyskryminacją rasową. Zakładała szkoły dla Indian i Afroamerykanów i troszczyła się o formację pracujących w nich nauczycieli. Największym jej osiągnięciem było powstanie w 1925 r. «Xavier University» w Luizjanie, pierwszej w Stanach Zjednoczonych wyższej uczelni przeznaczonej głównie dla katolików należących do mniejszości rasowych.
Ciężka choroba spowodowała, że przez ostatnie 18 lat swego życia Katarzyna Drexel pozostała przykuta do łóżka (w 1937 r. z powodu choroby zrezygnowała z urzędu przełożonej generalnej). Lata te spędziła na modlitwie i kontemplacji. Zmarła 3 marca 1955 r. w Cornvell Heights.
11 lat później rozpoczęto dochodzenie kanoniczne dotyczące heroiczności jej cnót zakończone beatyfikacją, której dokonał Jan Paweł II 20 listopada 1988 r.




Kolejną świętą amerykanką jest Frances Xavier Cabrini. (z Wikipedii)
Urodziła się jako Maria Francesca Cabrini w Lombardii we Włoszech jako trzynaste, najmłodsze dziecko w rodzinie chłopskiej. W dzieciństwie marzyła o tym, by być misjonarką w Chinach. Odebrała wykształcenie pedagogiczne.
W roku 1880 założyła zakon Sióstr Swiętego Serca z założeniem niesienia oświaty wśród dzieci z biednych domów. Już jako przełożona zakonu, w roku 1889 udała się do Stanów Zjednoczonych, gdzie wykazała się odwagą, ogromną cierpliwością i wizjonerstwem w pracy z imigrantami. Mieszkała w Nowym Jorku i Chicago, często podróżując do krajów Ameryki Łacińskiej.
Ona i jej siostry założyły wiele instytucji pomocowych, jak domy dziecka, szkoły i darmowe szpitale dla biednych. Założyła też Szpitale Kolumba (ang. Columbus Hospital) w Nowym Jorku (1892) i w Chicago (1905).
W roku 1909 uzyskała obywatelstwo amerykańskie.
W procesie kanonizacyjnym ujawniono cztery cudowne uzdrowienia chorych. Jej dniem w kalendarzu katolickim jest 22 grudnia. Pochowana została na terenie szkoły średniej jej imienia w Nowym Jorku.





Jako ostatnią poznajcie bł. Matkę Teodorę Guerin.
M. Teodora urodziła się 2 października 1798 r. w Etables, małej wiosce bretońskiej w północno-zachodniej Francji. Rodzice, Laurent i Isabelle, dali jej na chrzcie imię Anna Teresa.
Ojciec służył w armii Napoleona Bonaparte. Uczestniczył w licznych wojnach, toteż w domu bywał rzadko. Wychowaniem Anny Teresy i jej młodszej siostry zajmowała się matka. Uczyła je zaufania i wierności Bogu oraz zawierzenia Maryi Dziewicy. Czytała z nimi Pismo Święte i wpajała im zasady wiary.
W wieku 10 lat Anna Teresa przyjęła I komunię św. Przy tej okazji zwierzyła się księdzu ze swojej parafii, że chciałaby w przyszłości służyć Chrystusowi jako siostra zakonna.
W 1813 r. Laurent został zamordowany przez bandytów, kiedy wracał do domu z kolejnej wojny. Tragiczna śmierć męża oraz strata dwóch braci i licznych krewnych doprowadziła Isabelle, matkę Anny Teresy, do załamania nerwowego. Opiekę nad chorą matką, młodszą siostrą i domem przejęła piętnastoletnia Anna Teresa. Na utrzymanie rodziny zarabiała krawiectwem. Wiara i zaufanie w nieustanną opiekę Boga pomogły jej przeżyć ten trudny i bolesny okres.
Mając 25 lat, Anna Teresa wstąpiła do zgromadzenia Sióstr Opatrzności Bożej, które poświęcają się nauczaniu i pracy z chorymi. W nowicjacie, który odbyła w Ruillé-sur-Loir, przyjęła imię zakonne Teodora. Jeszcze jako nowicjuszka ciężko zachorowała. Lekarstwa, które wówczas przyjęła, nadwerężyły jej układ pokarmowy i do końca życia musiała przestrzegać ścisłej diety. Swoje pierwsze śluby zakonne s. Teodora złożyła po dwóch latach nowicjatu 8 września 1825 r., natomiast profesję wieczystą — 5 września 1831 r.
Po nowicjacie s. Teodora zaczęła pracować jako nauczycielka w szkołach prowadzonych przez swoje zgromadzenie najpierw w Preuilly-sur-Claise, a później w Rennes i Soulaines. W pracy z dziećmi i młodzieżą szybko ujawnił się jej wyjątkowy talent pedagogiczny. Akademia w Angers w uznaniu osiągnięć wychowawczych s. Teodory przyznała jej honorowe odznaczenie.
W 1839 r. biskup diecezji Vincennes w stanie Indiana zwrócił się do zgromadzenia Sióstr Opatrzności Bożej z prośbą o założenie misji w Stanach Zjednoczonych. Prośba ta została przyjęta i s. Teodora wraz z pięcioma współsiostrami udała się do Stanów Zjednoczonych, by swoją pracą świadczyć o miłości Chrystusa.
22 października 1840 r. siostry przybyły do Saint-Mary-of-the-Woods. Zadaniem s. Teodory, która została przełożoną nowej misji, było przede wszystkim założenie nowego domu zgromadzenia i nowicjatu oraz apostolat w szkołach dla dzieci emigrantów. Nie było to łatwe. Pomieszczenia, w których zamieszkały siostry były bardzo małe i nie ogrzewane. Już pierwsza zima przyniosła im głód i choroby, także śmiertelne. Nie brakowało również problemów z miejscową społecznością, która była wrogo nastawiona do katolików, a szczególnie do sióstr zakonnych.
Pomimo początkowych trudności już w 1841 r. siostry otworzyły Akademię Saint-Mary-of-the-Woods, a później szkoły w Jasper (Indiana) i St. Francisville (Illinois). Kiedy 14 maja 1856 r. s. Teodora umarła po szesnastu latach pracy misyjnej, zgromadzenie Opatrzności Bożej prowadziło szkoły na obszarze całego stanu Indiana, a także dwie ochronki w Vincennes. Jako przełożona s. Teodora wychowała wiele sióstr pochodzących z miejscowych powołań. Dzięki jej działalności zgromadzenie zdołało zakorzenić się w Ameryce.
Osoby, które spotykały s. Teodorę, uderzała jej żywa i głęboka miłość do Boga, Kościoła, sióstr i ludzi, z którymi pracowała. Jako dobry pedagog potrafiła wydobyć z każdego jego najlepsze cechy. Jej odwaga w stawianiu czoła wszelkim trudnościom dodawała innym sił, by przezwyciężać własne problemy. Jest ona znakomitym wzorem miłości i wierności w wypełnianiu misji powierzonej przez Boga.



Wiem, że i tak nie ma tu wszystkich.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
arwena




Dołączył: 24 Paź 2006
Posty: 177
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lothlórien

PostWysłany: Sob 14:05, 16 Gru 2006    Temat postu: Re: US Saints

michal napisał:
Stany Zjednoczone sa największym mocarstwem świata. Przodują w gospodarce, sporcie, kulturze. Nie specjalnie ten kraj kojarzy się jednak z osobami nie przeciętnymi duchowo.

Jednak wśród postaci, które wymieniłeś są dwie docenione i znane przez większą rzeszę wyznawców Kościoła z racji tego, że w Litanii do Wszystkich świętych znajduje się wezwanie: "Świeci Izaaku i Janie z Ameryki"


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
michal
Administrator



Dołączył: 21 Paź 2006
Posty: 166
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Jelenia Góra

PostWysłany: Sob 17:02, 16 Gru 2006    Temat postu:

Św. Jana i Izaaka z Ameryki dodałem trochę "na doczepkę" bo świętych z USA jest mało. Ci dwaj francuscy misjonarza działali bowiem na terenie obecnej Kanady.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum dla osób które pragną świętości Strona Główna -> Żywoty Świętych Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin